Mnóstwo radości i wzruszeń lubelskim kibicom dostarczyły koszykarki Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin. Akademicka drużyna po raz pierwszy w historii sięgnęła po srebrne medale mistrzostw Polski.
CZYTAJ: Lubelskie koszykarki wicemistrzyniami Polski
Choć w finale ani razu nie zdołała pokonać zespołu z Polkowic, to jednak po wczorajszym przegranym meczu w hali Globus smutku nie było.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin – BC Polkowice
– Dawno takiego sezonu tutaj nie było. To pierwszy medal w historii kobiecej koszykówki, więc trzeba się cieszyć. Słychać, że gardło już nie to. Czuć w nim cały sezon. Razem z kolegą zapoczątkowaliśmy klub kibica, zaczęły się pierwsze wyjazdy. Teraz jest wzruszenie, że pierwszy w historii medal dla Pszczółki i ogólnie dla koszykówki kobiecej w Lublinie – mówią lubelscy kibice.
Od ośmiu lat Pszczółki fruwają po parkietach ekstraklasy. Nigdy dotąd nie grały o medale. Ten sezon był jednak przełomowy. W części zasadniczej 17 zwycięstw i tylko 3 porażki. W play-off z kwitkiem najpierw odprawiona Polonia Warszawa, a potem ubiegłoroczny mistrz Polski VBW Arka Gdynia.
Dopiero w finale w trzech spotkaniach lepsza okazała się drużyna BC Polkowice.
– Myślę, że pierwszy mecz był kluczowy – mówi kapitan zespołu Zuzanna Sklepowicz, która nie ukrywa radości z osiągniętego wyniku. – Przegrałyśmy to spotkanie po zaciętej walce. Wróciłyśmy do domu. Ciężko było. Dzisiaj walczyłyśmy, zostawiłyśmy na parkiecie wszystko, co miałyśmy, ale to Polkowice były lepsze i zdobyły mistrzostwo Polski.
– Jestem dumna, bardzo dumna – dodaje Zuzanna Sklepowicz. – Myślę, że każdy w Lublinie, w naszym zespole, w sztabie szkoleniowym, w klubie jest dumny z tego, co osiągnęłyśmy, bo jest to historyczny sukces dla zespołu z Lublina i dla większości z nas. Znaczna część dziewczyn nigdy nie była w finałach mistrzostw Polski. Osiągnęłyśmy naprawdę dużo.
W to, co się stało trudno jeszcze uwierzyć Natalii Kurach, dla której miniony sezon był pierwszym na najwyższym poziomie rozgrywkowym. – Jakby ktoś mi przed sezonem powiedział, że zdobędę medal, to bym tę osobę wyśmiała – mówi. – To dla mnie niesamowite. Nigdy bym sobie nie wymarzyła lepszego momentu w mojej karierze. Jestem przeszczęśliwa.
Emocji nie potrafi również ukryć Włoszka Martina Fassina: – Za nami naprawdę świetny sezon. Jestem dumna z tego, jak się prezentowałyśmy. Oczywiście byłyśmy blisko złota, ale srebro też daje nam dużo satysfakcji. Jestem szczęśliwa. Był to mój drugi rok w Lublinie. Tutejszy klub jest niesamowity. Cieszę się, że zapisałyśmy się w jego historii.
– Za sukcesem drużyny kryje się ciężka praca wielu ludzi – mówi prezes AZS-u UMCS-u Lublin Rafał Walczyk: – Zaufaliśmy naszemu fizjoterapeucie, który podjął się też bycia trenerem przygotowania motorycznego. Trzeba powiedzieć wprost: zagraliśmy 1,5 sezonu. Chyba nie znajdę kibica, który powiedziałby, że padliśmy fizycznie. Ilość kontuzji chyba też wskazuje, że swoją pracę wykonał dobrze. Do zespołu dołączył trener mentalny i to też dało nam inną perspektywę i inny komfort pracy. No i duet Szewczyk/ Lebiedziński – co mogę powiedzieć? Ja wiedziałem, że to jest ekstra duet, ale że potrafi wycisnąć jeszcze więcej niż w poprzednim sezonie – tego dziś się dowiedziałem i naprawdę gratuluję trenerowi, bo to przede wszystkim ogrom jego pracy. – Trenerzy Szewczyk, Lebiedziński, cały sztab i dziewczyny pokazali, że nie boją się nikogo i potrafią walczyć o najwyższe cele.
A walka o złoto była również możliwa dzięki świetnej atmosferze grupy – zauważa skrzydłowa Klaudia Niedźwiedzka: – Naszą siłą była drużyna. Były wzloty i upadki, ale wciąż miałyśmy świetną atmosferę, która pchała nas do góry i udało nam się zdobyć medal – mówi zawodniczka.
Wspólny język znalazły ze sobą nie tylko Polki i Włoszka, ale również Serbka, Słowaczka i dwie Amerykanki. Kamiah Smalls, która lada dzień wyjedzie do Stanów Zjednoczonych na przedsezonowy kamp w najmocniejszej lidze świata, podkreśla, że z Lublina zabierze same dobre wspomnienia: – Czas w Lublinie był niesamowity. Kibice widzą nas tylko w hali, ale muszę powiedzieć, że także poza nią byłyśmy zgraną paczką, stałyśmy się dla siebie bardzo bliskie – jak siostry. Mam nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie.
Skoro koszykarki to siostry, to ojcem sukcesu należy uznać trenera Krzysztofa Szewczyka, który w Lublinie z dwuletnią przerwą pracuje już szósty sezon: – Powiedziałem po meczu dziewczynom, żeby nie były zawiedzione. Zrobiliśmy naprawdę kawał dobrej roboty tutaj – jesteśmy zadowoleni. Polkowice były lepsze, nie ma co ukrywać. Chcieliśmy urwać jeden mecz – nie udało się – ale myślę że dwa mecze w finale zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze i z tego możemy być zadowoleni.
A srebro już rozbudza wyobraźnie i apetyty na kolejny sezon: – Może być tylko lepiej. Cały czas ósme miejsce, brak awansów do strefy medalowej, a teraz od razu półfinał, później finał. Za rok trzeba chyba pójść po złoto – mówią kibice.
Na razie jednak cieszmy się z wicemistrzostwa.
JK/ opr. DySzcz
Fot. PAP/Wojtek Jargiło