– Czym więcej rosyjskich zbrodni jest odkrywanych, tym więcej osób chce do nas dołączyć – powiedział Polskiej Agencji Prasowej Damien Magrou „Cicero”, urodzony we Francji rzecznik Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy.
– Od momentu utworzenia formacji proces selekcji i weryfikacji kandydatów uległ pewnym zmianom, jednak jego podstawy są takie same. Każdy kandydat musi przejść kilka etapów weryfikacji, którą rozpoczynają ukraińskie ambasady w krajach ich pochodzenia. Później, na miejscu, niezależny proces przeprowadzamy sami – wcześniejsza pozytywna ocena ministerstwa spraw zagranicznych Ukrainy nie zawsze kończy się zielonym światłem danym przez Legion – powiedział „Cicero”, komentując proces selekcji nowych członków Legionu Międzynarodowego.
CZYTAJ: Eksperci: wojska rosyjskie przygotowują się do operacji na wschodzie Ukrainy
O utworzeniu Legionu 27 lutego poinformował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zaprosił on wówczas „wszystkich tych, którzy chcą dołączyć do oporu wobec rosyjskiego okupanta i obrony bezpieczeństwa światowego”.
– Najliczniejszymi narodowościami w naszych szeregach są Amerykanie i Brytyjczycy. Następnie są to grupy Kanadyjczyków i Polaków oraz obywatele państw bałtyckich – wymienił Magrou. Zapytany o kierujące kandydatami motywacje przyznał, że chociaż to kwestia indywidualna, wszystkich łączy gniew wywołany popełnianymi na ukraińskich cywilach zbrodniami wojennymi.
– Chociaż motywacje są różne, wszyscy członkowie Legionu powtarzają, że nie mogli biernie przyglądać się zbrodniom wojennym popełnianym na ukraińskich cywilach. Ludzie z Polski podkreślają też, że są tu po to, by bronić Ukrainy, ale także własnej ojczyzny. Mówią, że jeśli Putin nie zostanie zatrzymany tu, na Ukrainie, pójdzie dalej i zaatakuje Polskę – powiedział.
– Obecnie, po ujawnianiu kolejnych zbrodni rosyjskich, zgłasza się do nas zdecydowanie więcej osób, niż na początku. Kluczowym momentem było odkrycie zbrodni w Buczy – ludzie zobaczyli te zdjęcia i podjęli decyzję o przyjeździe – wskazał Magrou.
– Ja sam jestem prawnikiem, dwa poprzedzające wojnę lata spędziłem w Kijowie – miałem tam pracę, mieszkanie, całe życie. Dołączenie do Legionu oznaczało więc dla mnie obronę własnego domu – powiedział „Cicero”. – Przed wojną nie miałem żadnego doświadczenia wojennego. Czasem z kolegami żartujemy, że gdybym zgłosił się do Legionu teraz, zostałbym odrzucony. Wtedy jednak – na samym początku – reguły były luźniejsze, potrzebowano ludzi z różnymi kwalifikacjami, budowaliśmy coś od podstaw. Jestem częścią zespołu wspierającego, który jest już skompletowany. To, czego potrzebujemy teraz, to ludzie gotowi do walki, doświadczeni żołnierze – przyznał rzecznik formacji.
Podkreślił, że warunkiem koniecznym jest posiadanie doświadczenia bojowego i dokumentów to poświadczających. – Wszyscy kandydaci, którzy przejdą proces weryfikacji, są uzbrajani i formowani w oddziały, które następnie wysyłamy na front – wyjaśnił Magrou. – Członkowie Legionu nie potrzebują treningu, ponieważ wszyscy posiadają doświadczenie bojowe – dodał.
CZYTAJ: Włoska pilotka dołączyła do Międzynarodowego Legionu w Ukrainie
– Nie wymagamy tego, ale dobrze jest, kiedy dołączający do nas żołnierze przyjeżdżają z własnym sprzętem. To odciąża wojsko, ale również sprzyja efektywności każdego żołnierza, który jest przecież obyty z bronią, z którą przyjeżdża – wskazał „Cicero”. „Chociaż generalnie korzystamy z tego samego sprzętu co inne formacje ukraińskiej armii, często otrzymujemy od dowództwa broń bardziej zaawansowaną wyłącznie z tego powodu, że posiadamy ogromne doświadczenie bojowe i odpowiednie przeszkolenie – przyznał.
– Każdy jednak otrzymuje pełne wyposażenie. W mediach pojawiały się doniesienia o członkach Legionu wysyłanych na front bez uzbrojenia. Przypadki te były albo kłamstwem, albo podszywaniem się pod naszą formację. Tylko wybrani i naprawdę nieliczni członkowie Legionu mają pozwolenie na rozmowę z mediami – zaznaczył Magrou.
Zapytany o ewentualne próby infiltracji Legionu przez Rosjan lub ich sojuszników przyznał, że „doszło do kilku takich prób, wszystkie zostały jednak udaremnione”.
CZYTAJ: Legendarny kanadyjski snajper dołączył do Legionu Międzynarodowego
– Po rozmieszczeniu na froncie działamy w ramach lokalnych dowództw ukraińskiej armii, w pełnej koordynacji z wojskiem, którego jesteśmy przecież częścią. Zadania członków Legionu uzależnione są od indywidualnych potrzeb każdej jednostki, w ramach której prowadzą działania operacyjne – powiedział „Cicero”. – Walczymy na każdym odcinku frontu, ze względów bezpieczeństwa nie mogę jednak wskazać dokładnych lokalizacji. Mogę jedynie powiedzieć, że uczestniczyliśmy na przykład w wyzwoleniu Irpienia, byliśmy też jednym z pierwszych oddziałów, który wjechał do Buczy – podał „Cicero”.
Odpowiadając na pytanie o znaczenie broni dostarczanej Ukrainie z zagranicy zaznaczył, że jest ona „absolutnie kluczowa, absolutnie decydująca”. – Wojna potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdybyśmy nie otrzymali pocisków przeciwpancernych Javelin czy wyrzutni NLAW. Sprzęt ten zdecydował na przykład o wygraniu bitwy o Kijów. Znaczenia tej broni, szczególnie przeciwpancernej, nie da się przecenić – powiedział. – Otrzymaliśmy też polskie Pioruny (przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe), zostały już one rozdzielone, część trafiła do naszych żołnierzy – dodał rzecznik Legionu Międzynarodowego.
Wskazał jednak, że do prowadzenia skutecznych walk obronnych Ukraina potrzebuje więcej broni ciężkiej. – To, czego potrzebujemy w tej chwili najbardziej, to ciężka artyleria, systemy przeciwlotnicze czy przeciwokrętowe pociski manewrujące – zaapelował. – Bitwa na wschodzie będzie bitwą zmechanizowaną. O jej sukcesie bądź porażce zdecyduje artyleria. Znajdujące się tam oddziały nie są obecnie odpowiednio wyposażone – ostrzegł.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. Siły Zbrojne Ukrainy Twitter