– Bez większego napływu pomocy humanitarnej będziemy musieli się mierzyć ze wzrostem przestępczości i poważnymi niepokojami społecznymi na terenie całej Ukrainy – mówi Olga, urzędniczka administracji rejonu obołońskiego w Kijowie oraz wolontariuszka organizacji charytatywnej ESFIR.
CZYTAJ: Prezydent Zełenski: słowa „Nigdy więcej” brzmią dziś boleśnie i brutalnie [FILM]
– Pod względem społecznym sytuacja na obszarze całej Ukrainy jest krytyczna, trudniejsza nawet niż na początku wojny. Osoby, które zostały lub w coraz większej liczbie wracają, pozostają bez pracy. Ludzie, którzy uciekli z terenów okupowanych, nie mają niczego – tłumaczy wolontariuszka. – Europa musi zrozumieć, że jeśli nie wesprzemy tych osób podstawowymi środkami do życia, rozpoczną się kradzieże i bardzo poważne niepokoje społeczne – dodaje.
CZYTAJ: Siły ukraińskie zestrzeliły rosyjski śmigłowiec i dziewięć dronów
Wolontariusze organizacji charytatywnej ESFIR zajmują się dostarczaniem potrzebującym pomocy humanitarnej oraz zaopatrywaniem żołnierzy i ochotników m.in. w sprzęt wojskowy, produkty higieniczne czy specjalną odzież.
CZYTAJ: Dramatyczny apel. Medyk z Mariupola prosi o pomoc władze Turcji
W liczącym przed wojną 17 tys. mieszkańców Hostomelu coraz liczniej powracający mieszkańcy nadal uzależnieni są od rozdawanych przez wolontariuszy leków, środków czystości i jedzenia. Otwarta w dniu wyzwolenia miasta apteka codziennie dostarcza lokalnej społeczności niezbędne im środki.
– Obecnie leków jest mniej, ponieważ część wysyłamy żołnierzom na front – wyjaśnia Sasza, założyciel punktu zaopatrującego mieszkańców Hostomela, Buczy i okolicznych wsi. – Mamy duże zapotrzebowanie na leki uspokajające, leki na serce czy różne maści na obolałe mięśnie – wymienia Ania, pracująca w aptece wolontariuszka.
CZYTAJ: Przedstawiciel ONZ: 40 proc. Ukraińców, którzy pozostali w kraju, potrzebuje pomocy humanitarnej
Trzeciego dnia po opuszczeniu miasta przez Rosjan w centrum Hostomela otworzono punkt wydawania mieszkańcom niezbędnej pomocy. – Od razu doprowadziliśmy do budynku wodę, żeby ludzie, w tym my, mogli wziąć tu prysznic – opowiada Ella z organizacji charytatywnej MY VDOMA. W magazynie znajdują się m.in. dostarczane z innych państw świata makarony, oleje, pampersy, szczoteczki do zębów czy mydła, które pakuje się w kartony i przekazuje mieszkańcom.
CZYTAJ: KAS odprawiła ponad 15 tys. konwojów z pomocą humanitarną
Pomoc udzielana jest regularnie także w większości miasteczek i wsi okalających Kijów. Wadym, 65-letni sołtys wsi Ozera, zarządza punktem wydającym mieszkańcom niezbędne środki higieniczne i w większości suche produkty spożywcze. Opowiada, że w czasie rosyjskiej okupacji żołnierze próbowali zmusić go do kolaboracji. – Przez około 16 godzin trzymali mnie z rękoma związanymi za plecami i przywiązanymi do sufitu. Gdy uwierzyli, że nie zamierzam im pomagać, puścili mnie wolno. Poza tym zachowywali się przyzwoicie, mieliśmy szczęście – mówi.
CZYTAJ: ONZ: Nasz konwój zmierza do Azowstalu, by zabrać cywilów
– Ludzie zostali pozbawieni pracy i środków do życia, a jedzenie i leki to oczywiście podstawa. Z czasem ta pomoc z zagranicy osłabła, a duża jej część jest dziś kierowana na front. Potrzeby coraz liczniej wracających do domów cywilów muszą być jednak zaspokajane – tłumaczy Olga. – Boje się myśleć o tym, co może się dziać, gdy rodzicom zabraknie jedzenia, by nakarmić swoje dzieci – dodaje.
PAP / RL / opr. AKos
Fot. PAP/EPA/ROMAN PILIPEY