Od piątku (12.08) Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach bada śnięte ryby wyłowione z Odry. To skomplikowane badania przeprowadzane na najnowocześniejszych urządzeniach, które mogą pomóc ustalić przyczynę masowego pomoru ryb.
O szczegółach nasz puławski reporter i jego gość, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, prof. Krzysztof Niemczuk.
Jak dużo próbek śniętych ryb z Odry dotychczas trafiło na badania do Instytutu i jakie są wyniki?
Do Instytutu do wczoraj (17.08) do godz. 13.00 trafiło ok. 100 próbek. Próbki są badane w bardzo szerokim zakresie naszych kompetencji. To jest w sumie ponad 300 związków. Jednostkowe badania trwają do 40 godzin, z wykorzystaniem naszej najnowszej aparatury – najnowocześniejszej na świecie – i z wykorzystaniem naszych najlepszych fachowców, których mamy w obszarze badań toksykologicznych i farmakologiczno-toksykologicznych. Badania pierwszych partii próbek zostały już zakończone. O tych wynikach komunikowała pani minister Anna Moskwa. W badanych próbkach nie stwierdziliśmy metali ciężkich. To jest niezwykle ważne, bo pierwsze podejrzenia wskazywały na konkretny pierwiastek, który absolutnie wykluczyliśmy. Wiemy również o tym, że Inspekcja Ochrony Środowiska wykluczyła ten pierwiastek także w badaniu wody. Chodzi o rtęć. Natomiast pozostała część naszych badań jest związana z pestycydami i związkami pochodnymi. Tych związków jest ponad 270. Również możemy powiedzieć, że w kolejnych partiach próbek nie stwierdzamy tych związków. W związku z tym to, co stało się w Odrze, na pewno nie jest związane z czymś, co moglibyśmy nazwać procesem chemizacji rolnictwa, który w określonych przypadkach w wielu obszarach jest absolutnie potrzebny i niezbędny. Badamy także dioksyny, związki dioksynopodobne, jak również pierwiastki promieniotwórcze. Tutaj pierwiastków promieniotwórczych również nie ma w takim stężeniu, które mogłoby spowodować to, co stało się w rzece Odra. Czekamy jeszcze na wyniki dioksyn, natomiast próbki są do nas w dalszym ciągu dostarczane. Pracowaliśmy przez cały długi, świąteczny weekend w cyklu praktycznie 20-godzinnego dyżuru i wykonywania faktycznych badań, za co przy tej okazji chciałem niezwykle podziękować naszym współpracownikom. Ich poświęcenie i kompetencje są niezwykle ważne. Bo to ludzie są tak naprawdę sprawcami wszystkiego tego, czym się zajmujemy.
CZYTAJ: Małże z Zalewu Zemborzyckiego zostaną przebadane przez fachowców z Puław
Jak wykonywane są te badania? To jest sprawdzanie, czy w próbkach znajdują się konkretne związki chemiczne? Dlatego to trwa tak długo?
Dokładnie tak. W naszym Instytucie zlokalizowane są krajowe laboratoria referencyjne, a te laboratoria muszą z kolei spełniać najwyższe kryteria i światowe wymagania w zakresie bezpieczeństwa żywności. Na tym opiera się system bezpieczeństwa żywności, za który współodpowiadamy. Jesteśmy jego głównym filarem, a w związku z tym musimy mieć wyposażenie pomiarowe najwyższej klasy. Mówimy o chromatografach cieczowych sprzężonych ze spektrometrią mas. To są urządzenia, których jednostkowy koszt jest szacowany od 2 do 3,5 mln zł. Takie urządzenia mamy, a kompetentny personel gwarantuje, że te wyniki są po prostu wiarygodne. Natomiast zakresy stężeń pierwiastków czy innych związków chemicznych, których poszukujemy, są tak niskie, że te aparaty po prostu muszą być włączone, żeby dać faktyczny, wiarygodny wynik. Taka analiza trwa, zgodnie z procedurą, do 30 godzin. To nie jest oczywiście nasze widzimisię. To wszystko jest opisane w procedurach zatwierdzonych przez gremia krajowe, ale także europejskie. Później po uzyskaniu wyników z aparatu siada sztab naszych fachowców, analizuje te wyniki, przekłada je na sprawozdania z badań, które później wysyłamy m.in. do Centrum Zarządzania Kryzysowego. Stąd to wszystko tyle trwa. Ale po prostu tyle trwać musi.
CZYTAJ: Prof. Paweł Buczyński: Możliwe, że pierwotnej przyczyny zatrucia Odry nie da się już ustalić
Jak blisko jesteśmy rozwiązania tej zagadki skażenia Odry?
Na ten temat komunikowała wczoraj i w dniach poprzednich pani minister Anna Moskwa. Co trzeba wskazać? W wyjaśnienie tego skażenia, tej sytuacji środowiskowej zaangażowanych jest kilka inspekcji. My jesteśmy jednym z elementów tego procesu. W tym momencie jeszcze wykonywane są badania. Nasz Instytut jeszcze nie zakończył swoich badań, ponieważ próbki są w dalszym ciągu podsyłane. Zaangażowana jest także Inspekcja Ochrony Środowiska, jak też Inspekcja Sanitarna. Każda z tych inspekcji, każde laboratorium zlokalizowane w tej inspekcji wykonuje swoje badania w trybie ciągłym i w dalszym ciągu. Na podsumowanie przyjdzie czas wówczas, kiedy będziemy znali analizy ze wszystkich laboratoriów. Grupa ekspertów jest już powołana, ale ciągle jeszcze będą dołączani nowi eksperci – na przykład ichtiolodzy czy biolodzy – po to, żeby zgromadzić te wszystkie wyniki badań i je ocenić. Pocieszające jest to, że sytuacja w Odrze się stabilizuje. Natomiast fakt konieczności wyjaśnienia jest bezsporny.
Jakie hipotezy są obecnie brane pod uwagę?
Odnoszę się wyłącznie do badań, które są wykonywane w naszym Instytucie. Potwierdzam po raz kolejny, że w określonej partii próbek już zbadanych nie stwierdziliśmy nic niepokojącego.
Czy w Instytucie badane są tylko ryby z Odry czy także inne organizmy, które pochodzą z tej rzeki?
Badamy przede wszystkim ryby, ale dostarczane są do nas również próbki padłego ptactwa czy też innych ssaków, na przykład bobrów, które znaleziono przy rzece. Te wyniki również nie budzą żadnego niepokoju. Będziemy badali także małże, na przykład z naszego Zalewu Zemborzyckiego, jak również z innych miejsc w Polsce, ponieważ to są organizmy wskaźnikowe. Chcemy również zbadać inne organizmy, żeby mieć pełen, komplementarny obraz sytuacji.
CZYTAJ: Martwe małże w Zalewie Zemborzyckim. Ichtiolog: wykluczono wpływ substancji i czynników chemicznych
Trudno jednak powiązać te dwie sprawy?
Zwróćmy uwagę na kilka faktów – sytuacja dotycząca śnięcia ryb pojawiła się (oczywiście na mniejszą skalę) na rzece Ner i w jeszcze innych dwóch lokalizacjach w Polsce. Wczoraj media donosiły o podobnej sytuacji na bardzo dużą skalę w okolicach Berlina i czeskiego Brna, gdzie wyłowiono ponad 60 ton śniętych ryb. Sytuacja dotyczy z pewnością naszego regionu i – zgodnie z komunikatami Ministerstwa Środowiska – może mieć związek z procesami naturalnymi. One muszą być zbadane przez fachowców. Do tej grupy fachowców PIWet się nie zalicza. Mówię te słowa jako wnikliwy naukowiec, ale nie jako ekspert z tego obszaru.
Jeśli chodzi o procedurę przyjęcia próbek, pojawiły się informacje medialne, że kiedy zaczęto zauważać śnięte ryby w Odrze, wędkarze zwrócili się z prośbą o ich zbadanie do Instytutu, ale wtedy nie przyjęto tej prośby ze względu na brak odczynników.
Absolutnie dementuję te informacje. Faktycznie 4 sierpnia mieliśmy kontakt z określonym wędkarzem, złożyliśmy już w tej sprawie wyjaśnienia. Jest to dla nas niezwykle przykra sytuacja. Chciałbym poprosić, żeby – jeżeli ktoś ma jakąkolwiek sprawę do naszego Instytutu – najpierw zweryfikował ten wątek, a dopiero później o nim pisał. Wędkarz zwrócił się do nas z zapytaniem o możliwość zbadania konkretnego związku, który po prostu nie jest w zakresie kompetencji naszego Instytutu. To były kompetencje innej inspekcji. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości, zaproponowaliśmy mu inne badania, ale nie skorzystał. Tyle komentarza w tej sprawie.
ŁuG / opr. WM
Fot. PAP/Jerzy Muszyński