Gdyby nie ona, nie byłoby Domu Kuncewiczów. Kazimierskie przypomnienie Ireny Lorentowicz

img 20200612 190620 2022 09 08 001531

Postać malarki, scenografki i nauczycielki Ireny Lorentowicz przypomina Dom Kuncewiczów w Kazimierzu Dolnym w projekcie „Terytoria obrazu i słów”. Jest wystawa prac artystki, są także warsztaty teatralne dla polskiej, ukraińskiej i białoruskiej młodzieży.

– Gdyby nie Irena Lorentowicz, nie byłoby tego miejsca w Kazimierzu Dolnym – mówi o Domu Kuncewiczów kierownik tego oddziału Muzeum Nadwiślańskiego, Monika Januszek-Surdacka. – To ona otworzyła Marii Kuncewiczowej oczy na uroki tego wyjątkowego miasteczka i to ona zabrała swoją przyjaciółkę na spacer na to wzgórze szlakiem wąwozu Małachowskiego. Najpierw była pierwsza działka, a potem Irena Lorentowicz, fantastyczna dekoratorka życia – jak o niej pisała pani Maria – pomogła urządzić pierwszy dom Kuncewiczów. Namalowała na piecu koguta, którego chciały koniecznie obejrzeć wszystkie miejscowe dzieci. A potem w momencie powstania Willi pod Wiewiórką meblowała ten dom swoimi obrazami, projektami, opowieściami. Irena Lorentowicz była związana z teatrem, w związku z tym do tego projektu dopisujemy różne działania  teatralne, w których uczestniczy młodzież.

CZYTAJ: „Terytoria obrazu i słów” w Kazimierzu Dolnym. Cykl wydarzeń połączonych postacią Ireny Lorentowicz

– Przede wszystkim chciałbym zaprzyjaźnić młodych ludzi z żywym słowem  mówi Mateusz Nowak, prowadzący warsztaty. – Czyli słowem mówionym publicznie, scenicznie, słowem mówionym troszkę inaczej, niż to wygląda w rozmowach prywatnych, z takimi słowem, które może nam dodać pewności siebie, które sprawia, że kontakt z drugim człowiekiem jest intensywniejszy. Czyli dzięki niemu możemy być lepiej słyszalnym, bardziej zrozumiałym. Rzecz dotyczy techniki oddechu, emisji głosu, artykulacji, dykcji. Ale  też takiego „żywego słowa”, które ma moc i które potrafi działać „magicznie”. Działać również na psychikę młodego człowieka, jego emocje; na to, co chciałby wyrazić głośno ze sceny np. za pomocą tekstu literackiego, choćby to były „Lilie” Adama Mickiewicza czy wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

CZYTAJ: Spotkania z kultura żydowską w Kazimierzu Dolnym. Rozpoczął się Pardes Festival

– Nie sądzę, żeby młodzież była zapoznana z samą Ireną Lorentowiczową i jej twórczością – mówi Anna Ewa Sorjan, nauczyciel w Zespole Szkół im. Jana Koszyca Witkiewicza w Kazimierzu Dolnym. – Niemniej jednak artystka pracowała w teatrze a młodzież interesuje się tą formą sztuki. Od początku chcieliśmy, aby w tym projekcie uczestniczyli Białorusini. Natomiast w związku, z tym że mamy jeszcze Ukraińców, ich również  zaangażowaliśmy do tego projektu. Zobaczymy, czy uda nam się tak ułożyć scenariusz, żeby pojawiły się elementy języka ukraińskiego i białoruskiego.

– Mamy nadzieję, że takie patrzenie na świat, teatralizacja świata trochę pomoże młodzieży w jego oswajaniu. Tak wiele informacji, bodźców do nas dociera, a my wciąż mamy problem z odsiewaniem tego co ważne, od tego co mniej ważne. Być może teatr sprawi, że spojrzymy na to wszystko, co do nas dociera, w inny sposób. Być może teatr pomoże nam tę rzeczywistość – tak jak dobrego kota albo parkową wiewiórkę – „nakarmić orzeszkami”. Irena Lorentowicz może do tego zainspirować. To była wyjątkowa kobieta, która sama „jest anegdotą”. Jej uczniowie wspominają ją jako damę w ogromnym kapeluszu otoczoną dwoma grubymi jamnikami. Uczyła uczniów i otwierała im oczy na świat. To chyba najważniejsza rzecz, o której nam mówili byli uczniowie Państwowego Liceum Technik Teatralnych, nazywając Irenę Lorentowicz swoją dobrodziejką – opowiada Monika Januszek-Surdacka.

Wystawę prac Ireny Lorentowicz i jej uczniów można oglądać w kazimierskiej Kuncewiczówce. A efektem warsztatów teatralnych będą dwa spektakle – ich prezentacja 16 września oraz 1 października.

ŁuG / opr. AKos

Fot. archiwum

Exit mobile version