Nie tylko Żuki, Lubliny czy modele Daewoo. 59 lat temu z taśm Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie zjechał pierwszy SKOT. To opracowany wspólnie przez Polskę i Czechosłowację transporter opancerzony, z którego korzystała m.in. polska armia.
Silnik V8, napęd na 8 kół, konstrukcja pływająca – to SKOT, czyli Średni Kołowy Opancerzony Transporter, produkowany w Lublinie. Większości Polaków kojarzy się on ze stanem wojennym. To ten pojazd widać na słynnym zdjęciu Chrisa Niedenthala, które stało się symbolem stanu wojennego. Na kinie Moskwa widnieje napis „Czas apokalipsy”, a obok stoi SKOT i żołnierze.
Pierwszy egzemplarz SKOT-a zjechał z taśmy produkcyjnej 12 października 1963 roku. Lubelski zakład pełnił rolę montowni.
– SKOT był to projekt trzymany w wielkiej tajemnicy – mówi doktor Leszek Gardyński z Politechniki Lubelskiej. – FCS wyprodukowało prawie 600 tys. Żuków, ale tylko 4,5 tysiąca SKOT-ów. Produkcja tych ostatnich była tajna. Oficjalnie w tamtym czasie w Lublinie produkowano tylko Żuki, o SKOT-ach nikt nie wiedział, bo one były dla wojska. Była zimna wojna, Układ Warszawski się zbroił. Czesi opracowali SKOT-a, a później wspólnie z nami go produkowali.
Z tego, że w Lublinie są produkowane SKOT-y często nie zdawali sobie sprawy nawet mieszkańcy osiedli położonych w rejonie fabryki. – Aczkolwiek ludzie w fabryce byli zżytą załogą. Pracowało tam ponad 10 tys. osób. Przekazywali sobie więc informację pocztą pantoflową. SKOT-y ponakrywane plandekami były wywożone wiaduktem na Mełgiewską w kierunku wschodnim na próby, które odbywały się na Lubelszczyźnie. Potem jechały do użytkownika – dodaje doktor Leszek Gardyński.
Jan Kot przepracował w FSC ponad 40 lat. Jak sam mówi, decyzja o rozpoczęciu produkcji SKOT-a była dla fabryki rewolucją. Różnica dotyczyła właśnie prób, którym były poddawane SKOT-y. Chodzi o testy drogowe, wodne czy ogniowe. – Po opuszczeniu hali produkcyjnej wjeżdżały na basen. Ale były także większe próby nad jeziorem Łukcze. Były próby strzeleckie na strzelnicy, ale odbywały się poza fabryką – mówi Jan Kot.
W lubelskiej fabryce transportery produkowano jednocześnie z Żukami, ale na dwóch różnych liniach montażowych, w dwóch różnych halach. – Do hali SKOT-a wchodziło się za odrębną przepustką. Każdy pracownik musiał podpisać klauzulę tajności, niezależnie od tego, jakie zajmował stanowisko: od najniższego do najwyższego. W przepustce był wbity symbol „B”. Pozwalał on na wejście na halę. Tu były dwa odrębne wydziały – opowiada Jan Kot.
Produkcje SKOT-a zakończono w 1971. Część z tych transporterów została wysłana do Indii. Tam maszyny były wykorzystywane w walce z pakistańską armią. Armie polska i czeska stopniowo wycofywały SKOT-y do lat 2000.
Niektóre z nich nadal są w użyciu, ale wyłącznie prywatnym. Robert Korkosz w powiecie zamojskim organizuje imprezy integracyjne i przejażdżki oryginalnym SKOT-em. – To SKOT R-2AM. Służył on do kierowania ogniem artylerii i dla dowództwa do transmisji rozkazów. W czasie jazdy „rekreacyjnej” pali około 100 litrów na 100 kilometrów. Jeśli byłby rozgrzany i jeździł większe odcinki, paliłby około 70 litrów na 100 kilometrów. Silnyk jest prawie 12-litrowy, V8; taki wyrób regionalny, nasz „cebularz” – żartuje Robert Korkosz
Na pytanie dlaczego produkcja SKOT-ów odbywała się akurat w Lublinie, nikt nie potrafił odpowiedzieć. Większość byłych pracowników lubelskiej fabryki otwarcie przyznało, że w tamtym okresie były w Polsce inne i lepiej przygotowane do tego miejsca.
Fabryka Samochodów Ciężarowych (FSC) przy ul. Mełgiewskiej powstała w 1952 roku. W latach 70. stała się jednym z największych ośrodków motoryzacyjnych w kraju za sprawą produkcji dostawczego Żuka. Ponad 600,000 egzemplarzy tego auta eksportowano do ponad 30 krajów na całym świecie.
FiKar / opr. ToMa
Fot. Wisnia6522 / wikipedia.org