Stoki narciarskie w regionie są gotowe do sezonu – zapewniają właściciele stacji. Miłośnicy białego szaleństwa muszą uzbroić się w cierpliwość i grubsze portfele. Oprócz karnetów podrożeją też wypożyczalnie.
Po stokach narciarskich zamiast ratraków jeżdżą traktory i przygotowują grunt pod naśnieżanie. Marcin Świderski z ośrodka w Kazimierzu Dolnym w nadchodzącym sezonie pokłada duże nadzieje.
– Zaczynamy już grodzić stok i ostatnie takie jak najniższe koszenie, żeby ten poziom śniegu mógł być na jak najniższym nakładzie prądu. Generalnie u nas już jest wszystko zrobione tak jak ma być. W tym roku nie przewidujemy jakichś większych zmian.
Większych zmian nie przewiduje żaden z właścicieli stoków. Kazimierz Antoń z Rąblowa za najważniejsze wyzwanie stawia sobie oszczędzanie energii. Chodzi przede wszystkim o ograniczenie użycia armatek śnieżnych, zasilanych prądem albo generatorami na ropę.
– Oślą łączkę przenoszę na stok ze skłonem północnym. Tam gdzie nie będzie mi topniał śnieg. Wszystkie stoki południowe powodują to, że tylko wyjdzie słońce i ten śnieg tam topnieje w oczach. Podjąłem decyzję o co najmniej 30-procentowym zmniejszeniu tras naśnieżanych. To absolutnie nie zmniejszy przepustowości. Zrezygnowałem z tras tam, gdzie one są niepotrzebne. Do tego będę prawdopodobnie jeden budynek mniej nagrzewał. Wszystko robię, żeby ograniczyć moje koszty – podkreśla przedsiębiorca.
Kazimierz Antoń ogranicza koszty, żeby drastycznie nie podnosić cen karnetów. W Rąblowie i w większości innych ośrodków na Lubelszczyźnie karnety i wypożyczalnie sprzętu narciarskiego będą droższe o blisko 10 procent.
Właściciel stacji w Chrzanowie Piotr Rzetelski przyznaje, że podwyżki w całej branży są nieuniknione i wynikają z inflacji.
– Paliwo w ubiegłym roku było po 4 złote, a teraz jest po 8 zł. Duży agregat prądotwórczy, który wytwarza 400 kilowatów, to jest 12 armatek śnieżnych, u nas śnieży 30, spala około 1200 litrów przez dobę. To jest taki najprostszy przykład. Nie będziemy mówili, że prąd kilkaset procent zdrożał, smary do nart. Elementy, które wymieniamy w wyciągach, bo przecież musimy je serwisować. Myślę, że to grubo ponad 100 procent wzrost kosztów.
Ekonomista z Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej dr Łukasz Jasiński potwierdza, że szukanie oszczędności wśród właścicieli stacji to zjawisko widoczne na całym świecie. Włochy, Austria czy Szwajcaria to tylko przykłady.
– Ci właściciele wychodzą także z okresu pandemii, który także nie był dla nich zbyt łaskawy i próbują te inwestycje, które wcześniej realizowali, kontynuować czy wypłynąć na szersze wody. Niestety zbiega się to w takim okresie następujących po sobie różnych kryzysów. Na pewno nie jest to spowodowane przez ich widzimisię czy jakąś chciwością.
Dr Łukasz Jasiński uważa, że droższe karnety nie zniechęcą narciarzy i snowboardzistów do wizyt na stokach. Po pierwsze dlatego, że przynajmniej w niektórych branżach rosną pensje, co częściowo rekompensuje wyższe ceny karnetów. Po drugie wyjazdy na zagraniczne stoki także będą bardziej kosztowne. Tam z kolei oprócz droższych karnetów, więcej trzeba będzie zapłacić za paliwo czy hotele.
Właściciele stacji uruchomią armatki śnieżne, gdy temperatury w nocy będą utrzymywać się poniżej zera stopni. Większość stoków prawdopodobnie rozpocznie działalność w pierwszej połowie grudnia – tak było w ubiegłym roku.
FiKar / opr. PrzeG
Fot. FiKar