Decyzją Stolicy Apostolskiej brat Kalikst Kłoczko z lubelskiej Poczekajki został ogłoszony Sługą Bożym. To nowy etap w procesie beatyfikacyjnym zakonnika.
– To ogromna radość i zarazem ukoronowanie mojego starania o to, aby pokazać światu tego przykładnego zakonnika, który potrafił łączyć bardzo ciężką i owocną pracę stolarską z życiem zakonnym – mówi kapucyn profesor Andrzej Derdziuk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. – Brat Kalikst wzbudzał zdumienie i zachwyt postawą człowieka, który bardzo pobożnie się modlił, nigdy nie mówił źle o innych, solidnie pracował w kunszcie swojego stolarskiego rzemiosła.
CZYTAJ: Kapucyni: proces beatyfikacyjny brata Kaliksta z lubelskiej Poczekajki wszedł w nowy etap
– Po śmierci był wzywany jako wstawiennik u Pana Boga. Już rok po jego śmierci – w 2014 roku – zanotowano pierwsze uzdrowienie Szczepana Juńczyka w Serpelicach. W tym samym roku Ewa Makaruk została uzdrowiona raka trzustki. Rokowania medyczne były takie, że na szansę na przeżycie co najwyżej kilku dni, a ona żyje już 9 lat – opowiada profesor Andrzej Derdziuk
.POSŁUCHAJ: Słuchowisko Małgorzaty Żurakowskiej „Skrobidecha”
– Brat Kalikst dawał na każdym kroku świadectwo swojej wiary. Pokora, wiara, modlitwa były w jego życiu. Ale pokora była podstawą – opowiada Anna Pasek.
– Potrafił wydobyć z drugiego człowieka dobro. Potrafił się domyślać tego dobra, nawet w sytuacjach, które wydawały się śmieszne i kuriozalne. Jeździł z torbą pełną narzędzi stolarskich do innych klasztorów, gdzie zlecano mu wykonanie pewnych prac. Kiedyś zostawił tę torbę na Dworcu Centralnym w Warszawie i poszedł sobie kupić bilet. Pewna kobieta, zobaczyła niestrzeżony bagaż i próbowała go ukraść. Ciągnęła go po posadzce, nie mogąc unieść torby. Brat Kalikst podszedł do niej spokojnie i powiedział: „Dziękuję, że mi pani kawałek poniosła. Resztę sam dam radę” – opowiada profesor Andrzej Derdziuk.
CZYTAJ: Zakonnik z lubelskiej Poczekajki ogłoszony Sługą Bożym. Nowy etap procesu beatyfikacyjnego
– Myślał o wszystkich, zwłaszcza o chorych i potrzebujących, którym potrafił oddać absolutnie wszystko. Sam potrafił chodzić w dziurawych skarpetkach. A miał nowe, ponieważ staraliśmy się przy różnych okazjach go zaopatrzyć. Ale on się ich wyzbywał, bo byli bardziej potrzebujący – mówi pani Joanna.
– Jego tak zwana „kalikstówka”, czyli pokój przy stolarni, gdzie przyjmował gości, zamieniał się w niedzielę w „tramwaj”, gdzie ludzie wchodzili i wychodzili – mówi prof. Andrzej Derdziuk. – Był człowiekiem, który miał dużo zajęć. Wykonał wszystkie okna, drzwi, wiele ławek, boazerię, ale także potężny sufit na Poczekajce. I jednocześnie potrafił chodzić do domu opieki społecznej, żeby tam towarzyszyć ludziom chorym.
– Mamy tu kilka jego myśli. Są naprawdę fantastyczne. Na przykład: „Pan Bóg też okazuje nam swoją dobroć, tylko my tego nie zauważamy. Nie umiemy podziękować. Ja za każdym razem, jak mi się jakaś praca uda, nawet minuty nie czekam, tylko dziękuję Panu Bogu. A to dużo daje” – cytuje Anna Pasek.
– Wiele osób mówiło, że od niego coś promieniowało: dobro i miłość. Kiedy zmarł, jeden ze współbraci powiedział, że składamy nasz skarb w ziemi, jak ziarno, które wyda plon. I Pan Bóg przez znaki i cuda sprawił, że pamięć o bracie Kalikście cały czas trwa – dodaje prof. Andrzej Derdziuk.
Marian Kłoczko urodził się 15 kwietnia 1930 r. na Podlasiu. Kapucynów poznał na początku lat 50., kiedy uczestniczył w odbudowie Warszawy po wojennych zniszczeniach. Do zakonu wstąpił w sierpniu 1952 r. i przybrał imię zakonne Kalikst. Jak pisze strona Kapucyni.pl., wspólnota zakonna szybko rozpoznała jego talent stolarski – robił stoły, ławki i ołtarze w wielu kapucyńskich klasztorach i kościołach oraz okna, drzwi i różne elementy wyposażenia budynków. Wykonane przez niego w drewnie przedmioty są m.in. w kościele św. Piotra i Pawła w Serpelicach nad Bugiem, w Białej Podlaskiej, Lubartowie, Warszawie i w Zakroczymiu.
W 1981 roku Kalikst trafił do klasztoru na Poczekajce, gdzie pozostał do końca życia. Brat Kalikst zmarł 6 kwietnia 2013 roku.
LilKa / opr. ToMa
Fot. kapucyni.pl