W 2023 roku po Lublinie i Świdniku będą jeździć autobusy wodorowe, a przynajmniej trzy azjatyckie koncerny prowadzą już sprzedaż wodorowych aut osobowych. Naukowcy z Politechniki Lubelskiej ostrzegają – wodór do paliwo przyszłości, ale ma też ogromne wady.
Wodorowy transport publiczny to dla niektórych samorządów nie marzenie, a rzeczywistość. Po Lublinie jako jednym z niewielu polskich miast w przyszłym roku będzie jeździł autobus wodorowy. W listopadzie zakończyły się czterodniowe testy takiej maszyny.
CZYTAJ: „To technologia przyszłości”. Autobus wodorowy testowany na ulicach Lublina [ZDJĘCIA]
– Był to sprzęt innego producenta, ale jesteśmy zadowoleni – przyznaje Tomasz Fulara, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Lublinie. – Pojazd jeździł kilka dni na wodorze, bez większych problemów. Jeździł i z obciążeniem, i na testach wewnętrznych, i z pasażerami. Nie było żadnych problemów eksploatacyjnych.
W podlubelskim Świdniku koncern Zygmunta Solorza będzie produkował autobusy wodorowe. To, że kilka egzemplarzy wyjedzie na świdnickie drogi, potwierdził burmistrz miasta, Waldemar Jakson: – Chcemy za środki unijne zakupić dwa autobusy. Wodór to paliwo przyszłości: czyste, ekologiczne, tanie, bardzo wydajne – deklaruje Jakson.
CZYTAJ: Kolejne trasy wodorowego autobusu. W Lublinie trwają testy pojazdu
Z punktu widzenia czysto ekonomicznego zakup wodorowych autobusów przez samorządy jest nieopłacalny. Względem elektrycznych pojazdy wodorowe są droższe nawet o 800 tysięcy złotych. Ale sytuację ratuje unijne dofinansowanie. – Dotacja sięga niekiedy do 90% – stwierdza Tomasz Fulara.
Wodorowe autobusy i samochody osobowe to wciąż rynkowa nowość. Obok wielu zalet – przede wszystkim środowiskowych – jest też szereg wad.
– W Polsce jest tylko jedna stacjonarna stacja ładowania, a autobus na byle jakim wodorze nie pojedzie – mówi dr Dariusz Zieliński, kierownik Zakładu Magazynowania i Przetwarzania Energii Politechniki Lubelskiej. – Autobus potrzebuje bardzo, bardzo czystego wodoru. Żeby taki ekstremalnie czysty wodór zrobić, nie jest możliwe pozyskanie go na przykład z węgla. Musimy zrobić elektrolizę wody. A żeby ją zrobić, woda musi być bardzo, bardzo czysta. Często filtry zużywają dwukrotnie więcej wody na samo oczyszczenie.
To właśnie w wyniku elektrolizy wody powstaje zielony wodór używany w motoryzacji. Tzw. „żółty wodór”, zawierający śladowe ilości siarki, nie spełnia swojej roli.
Kolejny problem związany z napędem wodorowym dotyczy bezpieczeństwa instalacji. – W butlach jest ogromne ciśnienie. Ciśnienie w oponie samochodu typowo to 2-3 bary, a w butli wodorowej jest 300 barów. Czasem widzimy, co się dzieje na autostradzie, gdy pęknie opona w ciężarówce. Co by się stało, gdyby taka 300-barowa butla pękła w autobusie albo w samochodzie? Poważny problem pojawia się, kiedy dojdzie do wypadku czy nawet stłuczki. Nie widzę też możliwości trzymania takich samochodów w garażach podziemnych – ostrzega dr Dariusz Zieliński.
Dyrektor lubelskiego MPK przyznaje, że zalet jest jednak więcej niż wad. Mimo wszystko na korzyści finansowe trzeba będzie poczekać. – Przede wszystkim taki autobus nie emituje w ogóle zanieczyszczeń. Jest ekologiczny, cichy. Mamy nadzieję, że w eksploatacji będzie porównywalny kosztowo lub tańszy od diesla, przy pewnym rozwoju technologii transportu wodoru i produkcji go na miejscu – stwierdza Tomasz Fulara.
Autobus wodorowy pali średnio 6 kilogramów wodoru na 100 kilometrów. Auta osobowe – głównie azjatyckich koncernów – maksymalnie 1 kilogram. Z kolei cena wodoru wynosi około 40 złotych za kilogram – więc oszczędność, przynajmniej na razie jest wątpliwa.
Grupa Orlen do 2030 roku otworzy ponad 100 stacji tankowania wodoru w Europie Środkowej. W Polsce powstaną m.in. w Poznaniu i Katowicach.
Lubelski autobus wodorowy będzie w pierwszych miesiącach tankowany ze stacji mobilnych, czyli z butli dowożonych do Lublina. Docelowo na terenie MPK ma powstać farma fotowoltaiczna z zasobnikami energii produkująca wodór w zajezdni.
FiKar / opr. ToMa
Fot. archiwum