Ranni podczas działań wojennych na Ukrainie znaleźli schronienie i opiekę także w województwie lubelskim. 57-letnia Larysa straciła nogę od uderzenia rakiety. 31-letnia Olena z dwojgiem dzieci miała od wybuchu poważne problemy ze wzrokiem. Ukraiński żołnierz został sparaliżowany i do końca życia będzie poruszać się na wózku inwalidzkim.
Spadały rakiety, bomby – to było straszne
57-letnia Larysa pochodzi z Doniecka. Mieszka na granicy między Ukrainą i okupowanym przez Rosję terenem, gdzie toczy się wojna. 18 sierpnia 2022 roku rakieta wleciała przez dach, kiedy stała w drzwiach między kuchnią a przedpokojem. Trafiła ją prosto w nogę. – To był niewypał. Gdyby wybuchł, bylibyśmy martwi. Noga była cała połamana. Nie można jej było uratować. W szpitalu została od razu amputowana powyżej kolana – powiedziała Larysa, która porusza się na wózku inwalidzkim. Razem z mężem Saszą są pod opieką Centrum Wolontariatu w Lublinie, które zapewniło im schronienie.
Po miesiącu spędzonym w donieckim szpitalu Larysa zdecydowała się wyjechać z miasta. – Nie mogłam dłużej wytrzymać, tak tam mocno strzelali – przyznała.
Małżeństwo planowało dotrzeć do syna mieszkającego we Lwowie, ale Rosjanie nie wypuszczali nikogo z miasta. Sasza wyjaśnił, że był zakaz ze względu na ostrzały, bomby, miny. Do Ukrainy i Europy można było dostać się z Donbasu tylko przez Rosję. – Na granicy Rosji z Estonią staliśmy pięć dni. Następnie jechaliśmy przez Litwę i Polskę. Zostaliśmy w Polsce, bo wtedy trwały bombardowania Lwowa i całej Ukrainy. Łącznie przejechaliśmy 4 tys. km do Lublina – powiedziała Ukrainka.
Zapytana o 24 lutego 2022 roku, kiedy rozpoczęła się agresja Rosji na Ukrainę, przyznała, że nie przypuszczała, że wojna jednak rozleje się na całą Ukrainę. – Myślałam, że zakończy się na Doniecku. Spadały rakiety, bomby – to było straszne. Bardzo bałam się o moich synów, którzy mieszkają w Ukrainie. Młodszy we Lwowie jest informatykiem, a starszy górnikiem w Dniepropietrowsku – powiedziała Larysa.
Sąsiadkę zabił pocisk, gdy wieszała pranie
Przekazała, że nikt z ich rodziny nie zginął w wyniku działań wojennych, ale dużo ludzi zostało zabitych. – Naszą sąsiadkę zabił pocisk, gdy wieszała pranie – dodała.
Larysa była wcześniej telegrafistką na poczcie, a jej mąż górnikiem w kopalni. Nawiązując do utraty nogi w wyniku uderzenia rakiety, przyznała ze smutkiem, że bardzo trudno było się jej przyzwyczaić do inwalidztwa. – Na początku w ogóle w to nie dowierzałam, nie mogłam się przyzwyczaić do wózka. Każdego dnia płaczę. Codziennie rozmawia ze mną psycholog, ale jest ciężko. Najważniejsze, że nie jestem leżąca. Może uda się kiedyś wstawić protezę, bo to by znacznie ułatwiło mi poruszanie się – wyraziła nadzieję Larysa.
Odnosząc się do świąt Bożego Narodzenia wyjaśniła, że są wyznawcami prawosławia. – Powiem tak, ja po prostu wierzę w Boga. W Zaporożu nieraz byłam w kościele katolickim. Podoba mi się tam. W te święta pewnie trudno będzie mi się dostać do kościoła, bo poruszam się na wózku – przyznała 57-latka. – Wszyscy jesteśmy chrześcijanami. Różnice nie są duże. Biblia jest jedna – dodał jej mąż, Sasza.
Rakieta wleciała przez okno w kuchni
31-letnia Olena ze Siewierodoniecka podkreśliła w rozmowie z PAP, że wkrótce minie rok od tragicznego zdarzenia. Powoli, łamiącym się głosem opowiedziała, że stało się to 11 marca 2022 roku nad ranem. – Rakieta wleciała przez okno w kuchni. Wcześniej nic tego nie zapowiadało, było spokojnie na ulicach. Stałam wtedy w korytarzu, dzieci obok mnie. Widziałam, jak pocisk leci w naszą stronę. Jedyne, o czym wtedy myślałam to, żeby ochronić chłopców. Potem pamiętam tylko ciszę, nic nie było słychać, pisk w uszach – zaznaczyła mama samotnie wychowująca dwóch bliźniaków w wieku 6 lat.
W wyniku uderzenia pocisku, odłamki szkła wbiły się całej trójce w twarz, w oczy i w ramiona. – Dzieci strasznie płakały. Nic nie widzieliśmy – ani ja, ani dzieci. Jeden z chłopców stracił oko – sprecyzowała.
Rodzina trafiła do szpitala we Lwowie, a stamtąd do kliniki okulistyki w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznego w Lublinie. Po przeprowadzeniu wielu zabiegów, wzrok u całej trójki zaczął wracać. – Ja wszystko widzę, chłopcom wzrok także znacznie się poprawił. Nazar ma już wstawioną protezę oka, w ogóle nie widać różnicy między sztucznym a prawdziwym okiem – pokazuje na zdjęciu w telefonie Olena. Nazar i Timur chodzą do przedszkola w Lublinie. – Bardzo im się podoba tam zabawa. Ostatnio był nawet mikołaj, to byli przeszczęśliwi – dodała Ukrainka.
Oprócz problemów ze wzrokiem, które udało się opanować, zostały jeszcze blizny po odłamkach szkła na twarzach Oleny i dzieci. – To jest najmniejszy problem, bo blizny się zagoją. Można je też przykryć makijażem albo zrobić operację plastyczną, ale gdy spojrzę w lustro, to nie da się ukryć, że przypominają o tamtych wydarzeniach – przyznała kobieta.
Dodała, że kiedyś – jak będzie można – chciałaby wrócić do Siewierodoniecka, bo zostali jej tam rodzice i siostra. – Od miesiąca nie mam z nimi kontaktu. Nie ma tam prądu, internetu. Nawet nie wiem, czy mój dom jeszcze istnieje – stwierdziła ze wzruszeniem Olena, która na Ukrainie pracowała jako kucharka w szkole.
Jako prawosławna będzie obchodzić święta Bożego Narodzenia 7 stycznia. Podkreśliła, że będą to święta inne niż wszystkie dotychczas.
– Najważniejsze, że dzieci żyją, teraz będzie tylko lepiej. Jestem wdzięczna lekarzom za wspaniałą pomoc, bo bez nich to wszystko nie byłoby możliwe – podkreśliła Ukrainka.
CZYTAJ: Stracił na wojnie rękę i nogę. Ukraiński żołnierz w Lublinie dostanie nowoczesne protezy
Pomoc dla żołnierza dla bardzo ciężko rannego żołnierza
Pod opieką Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu jest żołnierz armii ukraińskiej, który w kwietniu 2022 roku został bardzo poważnie ranny. Doznał wielonarządowego urazu, łącznie z uszkodzeniem rdzenia kręgowego, co spowodowało całkowity paraliż kończyn dolnych. – Wypisaliśmy go na święta do domu i wrócił na Ukrainę do rodziny. W styczniu ma przyjechać do Zamościa na dalsze leczenie i rehabilitację. Spędził u nas prawie trzy miesiące. W tym czasie przechodził intensywną rehabilitację i naukę podstawowych funkcji, bo był na początku osobą zupełnie leżącą. Nasze działania polegały na przystosowaniu go do samodzielnego poruszania się na wózku inwalidzkim, bo niestety nigdy nie będzie już chodził – przekazał dyrektor zamojskiego szpitala Adam Fimiarz.
Przyznał, że żołnierz jest bardzo dzielny. – Jestem pełen uznania dla niego. Co najważniejsze, nie robi tragedii z tego, że został osobą niepełnosprawną. Wielki szacunek dla niego, że wykazuje się tak wielkim hartem ducha – dodał szef placówki.
Zapewnił, że od samego początku cały personel stara się zapewnić mu, jak najlepsze warunki. Prowadzona jest także zbiórka pieniędzy dla szpitala z przeznaczeniem dla skutecznego leczenia i rehabilitacji dla ukraińskiego żołnierza.
– Jak przyjedzie do nas w nowym roku, chcemy wyposażyć go w rzeczy, które będą mu potrzebne do dalszego funkcjonowania. Dostał na razie zwykły wózek inwalidzki, ale chcielibyśmy przekazać mu wózek elektryczny, który znacznie ułatwia poruszanie się, jak również potrzebny jest materac przeciwodleżynowy, łóżko ortopedyczne. Chcemy go dopingować i zrobimy wszystko w tej sprawie, bo kto mu pomoże, jak nie my tutaj – zaznaczył Firmiarz.
Wpłaty na ten cel można przekazać na konto: Fundacja Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu Bank Pekao SA I O. w Zamościu nr konta 31 1240 2816 1111 0000 4015 3557 z dopiskiem „Pomoc dla żołnierza”.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. Państwowa Służba Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych