Tytuł tego komiksu brzmi wyjątkowo ryzykownie, ale czy taki jest w treści i formie? Predator vs Judge Dredd vs Aliens: Dziel i plącz (wyd. Scream Comics) to crossover, który łączy ze sobą przygody komiksowych bohaterów z różnych uniwersów, pozwalając przeżyć im przygody, których na co dzień przeżyć by nie mogli. No i na łamach tego albumu słynny drapieżca, z którym mierzył się Arnold Schwarzenegger staje w szranki z Obcym, którego na gościnnych występach podejmowała Ellen Ripley oraz Sędzią Dreddem, obrońcą Mega City One. Dużo tych postaci. A kiedy jest ich tak dużo, to zazwyczaj jest słabo. A tutaj nie jest. Scenarzysta John Layman uniknął większości powtórzeń motywów z trzech krzyżujących się tutaj serii, pozostawiając właściwie tylko zwięzłe i precyzyjne hasła rzucane przez Dredda. Cała reszta to inteligentna i przepełniona humorem zabawa, zawierająca wiele odniesień do dzieł kultury, wśród których przebija Wyspa doktora Moreau Herberta George’a Wellsa. Plan rysunkowy także pełen jest nawiązań, hołdujących wcześniejszym twórcom przygód tytułowych bohaterów. Chris Mooneyham swoim dynamicznym stylem czasem przypomina braci Kubert, a czasem Cama Kennedy’ego zmiksowanego z Seanem Murphy’ym. Efektowną kreską rysownik tworzy równie efektowne obrazy. A ma tę możliwość dzięki fabularnemu wątkowi genetycznych eksperymentów szalonego naukowca, który dokonuje niemożliwego i z tytułowych postaci tworzy niezwykle ryzykowne mutanty. John Layman tchnął życie w będący w agonii komiksowy cykl spod szyldu „versus”. To karkołomne połączenie bohaterów znanych z komiksów i kin wypaliło idealnie, tworząc popkulturową mieszankę niespodziewanych doznań.
Konkretne emocje czekają także na czytelników serii Donżon (wyd. timof comics). Oto Lewis Trondheim, Joann Sfar i Boulet połączyli siły, by stworzyć niemalże niekończącą się opowieść, zaplanowaną na setki albumów, rozgrywającą się w niesamowitym świecie heroic fantasy. Fanom Ralpha Azhama spieszę donieść, że Donżon to coś podobnego. Zaś tym wielbicielom Ralpha Azhama, którzy wykrzykują w snach zdecydowane „Tylko Ralph!” oznajmiam, że nie tylko; że nie trzeba być tak stanowczym; że jest coś jeszcze poza przygodami naniebieszczonego wybrańca. Coś, co pod płaszczykiem zwykłej przygody oferuje szczery humor, znakomite dialogi, fantastyczną kreację świata przedstawionego i powolnie prowadzoną diagnozę gatunku fantastyki heroicznej. To opowieść spod znaku magii i miecza, traktująca o mieszkańcach pewnego donżonu i ich pozadonżonowych eskapadach. Ponoć autorzy mieli aspiracje, by stworzyć 500 tomów tej opowieści, czyniąc z Donżona najdłużej ukazującą się serię. Ostatecznie jednak w ciągu dziesięciu lat ukazało się 30 albumów. To i tak niezły wynik! A ponoć głowa Trondheima wciąż pęcznieje od pomysłów osadzonych w realiach Donżonu. Udaje mu się nawet te pomysły wklepać do komputera. Sęk jednak w tym, że jak wieść niesie, Joann Sfar od lat nie sprawdza mejla. Ach, ci artyści. Pierwszy tom zbiorczego wydania zawiera 6 tomów, co daje nam ponad 300 stron pierwszorzędnej lektury. Można dawkować sobie powoli – tak, by starczyło do maja, kiedy to ukaże się część druga.
Snow Blind (wyd. Non Stop Comics) to całkiem interesująca pozycja napisana przez Olliego Mastersa, a narysowana przez znanego z wydanej w Polsce serii Grass Kings Tylera Jenkinsa. Bohaterem tej zamkniętej fabuły jest introwertyczny nastolatek, który zamiast spędzać czas z rodzicami, woli zanurzać się w świat książek. Pewnego dnia robi jednak coś, co prędzej czy później robi każdy nastolatek: coś głupiego. W tym akurat przypadku ośmiesza bliską osobę i publikuje w sieci jej niezbyt korzystne zdjęcie. Ta niewinna sytuacja staje się katalizatorem wypadków, których nikt nie mógł przewidzieć, a główny bohater w poszukiwaniu prawdy zaczyna odkrywać mroczne sekrety swoich najbliższych. Komiks napisany jest całkiem sprawnie, choć z racji obsadzenia w roli narratora nastolatka bywa przegadany i grafomański. Rysunkowo jest o wiele lepiej. Podczas lektury Grass Kings potrzebowałem wielu stron, żeby złapać rytm Jenkinsa i w końcu złapałem, w drugim tomie. W przypadku Snow blind wejście w temat rysunków też miałem dość trudne, ale przywykłem nieco szybciej. Pewnie dlatego, że artysta przeplata tutaj sceny naprawdę świetnie narysowane z lekko odpuszczonymi. I tak właściwie to cały Snow blind jest taki trochę pół na pół. Nie jest to kryminał wyrafinowany, ale znośny, ze świetnymi graficznie fragmentami, ale bez tego czegoś. Jedyne czego jestem pewien, to że po jego lekturze będą zadowoleni fani akwarelowych rysunków.
Fot. PaW