Na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 4 lata skazał Sąd Okręgowy w Lublinie Andrzeja S., który miał wytwarzać dla swojej partnerki i dla umierającej matki swojego kolegi olej z konopi indyjskich. Mężczyzna ma też zapłacić grzywnę i wpłacić 3 tysięcy złotych na rzecz Stowarzyszenia Monar Ośrodka Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień w Majdanie Kozic Dolnych.
Andrzej S. twierdził, że działał na prośbę przyjaciela, który ma chorą matkę. Miał mu przekazać olej z konopi własnej produkcji, w celu wsparcia terapii morfinowej matki, która miała nieoperacyjny nowotwór żołądka. Miał też wytwarzać olej dla innej chorej kobiety.
Prokurator wnosił o 4 lata więzienia i 30 tysięcy złotych grzywny.
Obrona z kolei liczyła o umorzenie sprawy. – Sąd w swoim uzasadnieniu podkreślił, że sąd orzekający nie tworzy prawa – mówi sędzia Sądu Okręgowego w Lublinie, Marcelina Kasprowicz. – Oczekiwanie obrony, że sąd wzorem ustawodawstwa anglosaskiego poprzez precedens będzie kształtował na przyszłość prawo, są w gruncie rzeczy oczekiwaniami naiwnymi – dodaje.
Sąd skorzystał z możliwości nadzwyczajnego złagodzenia kary. W uzasadnieniu zaznaczał, że nie pominął motywu działania oskarżonego. – Sąd daje wiarę wyjaśnieniom oskarżonego, iż motywacją była chęć udzielania pomocy – dodaje Marcelina Kasprowicz.
Obrona nie zgadza się z wyrokiem sądu. – Nie można powiedzieć, że pomaga się ludziom w chorobie, a jednocześnie szkodzi społeczeństwu – mówi obrońca oskarżonego adwokat Stelios Alewras. – Sąd miał możliwość zastosowania przepisu mówiącego o możliwości umorzenia sprawy ze względu na brak szkodliwości społecznej. Sam fakt orzeczenia nawiązki na rzecz Monaru, oznacza, że według sądu mamy tutaj do czynienia z przeciwdziałaniem narkomanii. W ocenie obrony sprawa ta nie ma z tym nic wspólnego, bowiem substancje narkotyczne były wykorzystywane przez oskarżonego wyłącznie w celach medycznych.
– To lekarz, uznając, że konwencjonalna farmakoterapia nie będzie prowadziła do poprawy, ma prawo sięgnąć do tego typu preparatów – stwierdza Marcelina Kasprowicz. – Tymczasem obrona dokonuje skrótu myślowego, przypisując takie uprawnienie oskarżonemu. I z tego, w połączeniu z jego motywacją, obrona wywodzi, iż jego zachowanie jest znikome, jeśli chodzi o ładunek znikomej społecznej szkodliwości czynu. A to jest niedopuszczalny skrót.
Zapowiadając odwołanie od wyroku, Andrzej S. stwierdził, iż dziś, znając konsekwencje, nie wie czy odważyłby się ponownie to zrobić. – Cel mój był jeden: pomóc żonie. Później zachorowała też mama mojego przyjaciela. Olejek konopny, który miałem dla swojej żony, udzieliłem więc swojemu przyjacielowi. Nie wiedziałem, że za coś takiego pójdę do więzienia. Myślałem, że co najwyżej dostane grzywnę.
– Ale nie żałuję, że niosłem pomoc – dodaje oskarżony. – Jeżeli moja żona zachorowałaby tak poważnie, że nawet miałaby umrzeć, to zdobyłbym się na to ponownie, nie zważając na to czy pójdę do kryminału, czy nie – dodaje.
Andrzej S. twierdził, że działał na prośbę przyjaciela, który ma chorą matkę. Miał mu przekazać olej z konopi własnej produkcji, w celu wsparcia terapii morfinowej matki, która miała nieoperacyjny nowotwór żołądka. Miał też wytwarzać olej dla innej chorej kobiety. Obrońcy Andrzeja S. wnosili o umorzenie postępowania z uwagi na brak szkodliwości społecznej czynu.
Dzisiejszy (18.12) wyrok nie jest prawomocny.
44-letni Andrzej S. trafił do aresztu po tym, gdy policja na jego działce pod Łęczną znalazła dwa namioty do uprawy marihuany i kilkanaście krzaków konopi indyjskich. Prokuratura oskarżyła go o uprawę konopi indyjskich i wytwarzanie z nich oleju oraz nalewki. Poza produkcją oleju, miał sprzedawać oraz częstować marihuaną inne osoby.
ZAlew / opr. Nataly / ToMa
Fot. i film Przemysław Guzewicz