Prof. Tomasiewicz o koronawirusie: Strach jest złym doradcą

tomaszewicz 2

Ministerstwo Zdrowia nie potwierdziło obecności w Polsce przypadków wystąpienia koronawirusa. Resort poinformował, że dotychczas przebadano 350 pacjentów.

Również w Lublinie wśród hospitalizowanych nie stwierdzono do tej pory obecności wirusa. – W sumie w Lublinie kwarantanną objęto pięciu pacjentów. U dwóch osób wyniki badań wskazały, że nie są zarażone koronawirusem – poinformował profesor Krzysztof Tomasiewicz (na zdj.), kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego numer 1 przy ul. Staszica w Lublinie. Dopiero w połowie przyszłego tygodnia będą znane wyniki pozostałych trzech pacjentów hospitalizowanych w Lublinie z powodu koronawirusa.

CZYTAJ TAKŻE: Lublin: 4 osoby przebadane na koronawirusa. Znamy wyniki

W szpitalach w całym regionie hospitalizowano 9 pacjentów. Były to osoby, które wróciły z Włoch i zgłosiły się do lekarzy z objawami charakterystycznymi dla grypy. Lubelski sanepid poinformował, że dotychczasowe wyniki badań 4 osób nie potwierdzają koronawirusa, ale zwykłą grypę.

CZYTAJ TAKŻE: Lublin: kolejna osoba z podejrzeniem koronawirusa

Profesor Krzysztof Tomasiewicz przekonywał w rozmowie z Wojciechem Brakowieckim, że strach w tym wypadku jest złym doradcą. – Jest to głównie strach przed nieznanym. Zwróćmy uwagę, że coraz lepiej poznajemy tego wirusa. Powszechnie mówi się tylko o przypadkach zachorowań zakończonych zgonem, natomiast nie wspomina się o tym, że zdecydowana większość zakażonych to osoby, które albo chorują łagodnie, albo jeśli nawet mają objawy kliniczne, szybko zdrowieją. A prawdopodobnie są również zakażenia bezobjawowe, bo tak być powinno. Patrzymy na ten problem z bardzo czarnej strony, a nie widzimy, że to po prostu kolejna infekcja wirusowa. Analizowaliśmy dzisiaj śmiertelność w przypadku innych koronawirusów, o których w tej chwili niewiele mówimy. Wirus MERS w dalszym ciągu jest obecny na Bliskim Wschodzie. W jego przypadku mówi się o śmiertelności rzędu powyżej 30%. Przy nim obecny koronawirus wydaje się łagodny jak baranek. Aczkolwiek wszystko będzie zależało od tego, jak dużo osób zachoruje. Bowiem nawet jeżeli śmiertelność jest niewysoka, ale zachorowania masowe, mamy do czynienia z naprawdę dużym zagrożeniem dla zdrowia publicznego. Musimy się przyzwyczaić do myśli, że albo uda się to powstrzymać, albo będzie to kolejna infekcja wirusowa, z którą będziemy musieli się nauczyć żyć.  

Jak dodaje prof. Tomasiewicz istnieje możliwość, że koronawirusa uda się powstrzymać. –  Mamy świetny przykład SARS, kiedy pierwszy przypadek to 2002 rok, a ostatni 2004. I kolejnych nie było. To jest dla nas wzorzec, który pozwala sądzić, że koronawirusy są do powstrzymania. W przypadku obecnego wirusa mówimy cały czas o Chinach i Włoszech, ale mamy takie kraje, gdzie pojedyncze przypadki zostały wykryte już kilka tygodni temu i nie ma tam nowych zachorowań. I są to państwa, których nie podejrzewamy o ukrywanie takich sytuacji. Wystąpienie jednego zakażenia, nie jest jednoznaczne, że nagle nam się to wszystko „rozleje”. To będzie zależało również od naszego postępowania, także indywidualnego. Każdy musi się starać prowadzić we własnym zakresie.  

CZYTAJ TAKŻE: Panika jest sprzymierzeńcem koronawirusa

We Włoszech pustoszeją półki sklepowe, u nas bardzo trudno kupić preparaty odkażające. W jednym z marketów zniknęło nawet zwykłe mydło. Profesor Tomaszewicz wzywa, aby nie wpadać w panikę.

– Nie lekceważymy tego niebezpieczeństwa. Natomiast staramy się uspokajać nie dlatego, żeby mówić, że to nie jest problem, bo on jest, natomiast nawołujemy do zachowań racjonalnych. Co z tego, że znikają z aptek maski, skoro większość osób nie wie, jak je zastosować, ani kiedy. My używamy masek, kiedy mamy bezpośredni kontakt z osobą chorą, natomiast nikt z nas nie chodzi w niej 24 godziny na dobę. Nie widzę w tej chwili wskazania, żeby nagle całe Krakowskie Przedmieście zapełniło się osobami w maskach, bo nie ma takiej potrzeby. Nie ma też żadnego uzasadnienia dla wykupowania towarów. Nie powinniśmy wpadać w panikę, bo nie przewidujemy wystąpienia scen rodem z horrorów science fiction – stwierdza nasz gość.  

– Zawsze odwołuje się do sytuacji grypowej. Tam też jest się czego bać. Śmiertelność w grypie wcale nie jest taka niska, zachorowań mamy setki tysięcy i do tej pory nie zdarzyło się, aby stało się to przyczyną krachu gospodarczego i braku zaopatrzenia w sklepach – mówi prof. Tomasiewicz.

– Takie działania jak zamknięcie się w domu i ograniczanie kontaktów do minimum, powinny być podejmowane jedynie w rejonie, gdzie są ogniska epidemii. Oczywiście rozsądne jest zachowywanie higieny własnej; mycie rąk, unikanie skupisk ludzkich, dbanie o swój układ odpornościowy. Trzeba odróżnić takie racjonalne postępowanie od paniki – dodaje profesor Krzysztof Tomasiewicz.

WB / opr. ToMa

Fot. archiwum

Exit mobile version