Polacy w swoich domach goszczą ponad 4 miliony Ukraińców, a wraz z nimi także tradycję, potrawy oraz… język. Niektóre słowa pochodzenia ukraińskiego są z nami od dawna, niektóre dopiero się pojawiają.
– Historia ukrainizmów sięga dawnych lat – mówi autorka wystawy „Słownik ukrainizmów”, Adriana Usarek. – Słowa, które zostały zaadaptowane przez język polski, funkcjonują w mowie potocznej. Myślę, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, że etymologia tych słów wywodzi się z języka ukraińskiego. Często, używając tych słów na co dzień, chyba nie mamy świadomości, że „bohomaz”, „wataha” czy „step” to wszystko ukrainizmy.
– Zawsze w okresie, gdy Polacy i Ukraińcy ze sobą byli blisko (a było to chociażby w okresie międzywojennym, kiedy Rzeczpospolita miała w swoich granicach również Galicję Wschodnią, gdzie większość stanowili Ukraińcy), bardzo wiele tradycji, wiele językowych sformułowań przechodziło do języka polskiego – zauważa ks. Stefan Batruch, proboszcz parafii greckokatolickiej i prezes Fundacji Kultury Duchowej Pogranicza. – Wydaje mi się, że teraz jest coś podobnego. To zjawisko przenikania ukrainizmów do języka polskiego będzie coraz częstsze, jak i w drugą stronę. Język jest zawsze żywy, ciągle się rozwija, ulega pewnym zmianom. Pojawiają się nowe terminy, słowa.
– Początków ukrainizmów w języku polskim musimy szukać głęboko w przeszłości – zaznacza dr hab. Agnieszka Dudek-Szumigaj, adiunkt w Katedrze Językoznawstwa Słowiańskiego UMCS w Lublinie. – Przyjrzyjmy się więc naszej „czeremsze” i „czereśni”. Może niektórzy ze słuchaczy pamiętają osoby starsze, które mówiły „trześnia”, a nie „czereśnia”. Natomiast słowo „czereśnia” jest ukrainizmem. Mamy tutaj taką fonetyczną cechę, jaką jest pełnogłos. Podobnie jest ze słowem „czeremcha”, ale w języku polskim istniał wyraz „trzemcha”.
– Na przestrzeni naszych dziejów pojawiło się w słowniku wiele obcych wyrazów, jak choćby „szlafrok” czy inne słowa z francuskiego, rosyjskiego czy jidysz. Nasz język się ubogaca – mówi jeden z mieszkańców.
– Mając okazję rozmawiać z Ukraińcami, zauważyłem, że sporo słów ukraińskich przypomina mi staropolskie słowa. Więc jakoś nie ma pewnych różnic, jeśli chodzi o wypowiedzi. Wydaje mi się, że samo ukrainizowanie nie następuje automatycznie. To musiałby być długi, długi proces – dodaje kolejny mieszkaniec.
– Oprócz wyrazów czysto ukraińskich, odnajdujemy w polszczyźnie wiele wyrazów, które pochodzą z innych języków, ale do polszczyzny trafiły za pośrednictwem języka ukraińskiego. Takimi wyrazami są na przykład „bałamuta”, czyli człowiek szerzący zamęt, krętacz, czy „barachło”. Także ogólnopolskie „kozak” przyszło do nas oczywiście z języka ukraińskiego, chociaż ukraińskiego pochodzenia nie jest, bo jest to wyraz pochodzący z tureckiego. Mamy w polszczyźnie sporo wyrazów, które funkcjonują w naszym języku, ale trafiły do niego za pośrednictwem języka ukraińskiego – stwierdza dr hab. Agnieszka Dudek-Szumigaj.
– Słowa, które są trudne do przetłumaczenia, wchodzą również w obieg języka codziennej komunikacji. Wielu Ukraińców nie włada jeszcze biegle językiem polskim, w związku z tym próbują nadrabiać, uczyć się w sposób ekspresowy, ale to nie zawsze wychodzi bardzo zgrabnie. W związku z tym używają sformułowań, które na początku mogą brzmieć nieco dziwnie, ale później okazuje się, że są jakoś używane i zostały przyjęte – mówi ks. Stefan Batruch.
W Lublinie można oglądać wystawę „Słownik ukrainizmów. Interpretują polscy i ukraińscy ilustratorzy”. Jest ona dostępna w Warsztatach Kultury przy ul. Grodzkiej 7.
InYa / opr. WM
Fot. lublin.eu